Thursday 21 December 2006

Traveller, there is no road.

Dwie płyty Dave'a Douglasa chodzą koło mnie od kilku dni. Freak In i Songs for Wandering Souls. Po okresie szukania gitarowych ścian cykliczny nawrót jazzu, I guess. Christmas, choinka, półmrok kolorowego światła, noc. Plyty połączone jedną melodią, która znika, wraca, jakby próbując znaleźć przejście. Drogę. But Traveler, there's no road.

Sunday 27 August 2006

A po przeciwnej stronie kamienicznej studni, na parapecie, siedzi kot i patrzy na deszcz. Blue, Alice, blue.

Saturday 26 August 2006

A może wpadniesz do mnie, obejrzymy sobie moją kolekcję ścian dźwięku?

Saturday 12 August 2006

Google Earth. Uwodzicielska zabawka. M a p a znacznie ciekawsza niż oznaczane przez nią t e r y t o r i u m. Przeglądam zdjęcia, których r o b i ę ogromną ilość, niektóre z nich przetwarzam, tak by zostało tylko kilka linii, kilka barwnych plam. Dopiero wtedy wydają się mówić coś o rzeczywistości, którą p o s t r z e g am, dopiero wtedy wydają się być zgodne z komentarzem, wewnętrznym monologiem.


Odrealnienie, uproszczenie, znak, który w końcu zastępuje swoje znaczenie. Nic nowego, nic nowego.

Saturday 5 August 2006

Za oknem, w kamienicznej studni, pluszcze deszcz. Urlop, cholera. Wyczekiwane od roku góry rozmywają się w rytmicznym pac, pac, okazjonalnym plum. What ya gonna do?, coby sfaraprazować bohatera ulubionego serialu.

Saturday 8 July 2006

Seen a shooting star tonight
Slip Away.
Tomorrow will be another day.
Guess it's too late to say...

I tak dalej, i tak dalej. Nie mogę się uwolnić od tej piosenki ostatnio. Śni mi się, mam ją ciągle gdzieś z tyłu głowy. I coś jak przeczucie, jak deja vu na przekór, że pewnego dnia.

Sunday 25 June 2006

North, north west, the Stones of Faroe.

Saturday 10 June 2006

Abre los ojos. Abre los ojos. Abre los ojos...

Thursday 1 June 2006

Z rozmów zasłyszanych w pracy w kuchni: "Wczoraj czytałam o żonach sławnych mężów, co umarli.". Przemoczony deszczem, pod wiatr, ulice lśniące, niebo bure. Sztuczne światło, sok grejpfrutowy, bierzmy się do pracy.

Friday 26 May 2006

Rano w tramwaju Miejscowość zwana Kindberg Cortazara. Za oknem ostre słońce.

Sunday 14 May 2006

Ale pada. Nocny, letni deszcz. Szeroko otwarte okno. Drunken punch up at the wedding, Radiohead wplata swój leniwy rytm między krople. Naprzeciwko okna zapalają się i gasną. Watching the world go by, no strings attached.

Wednesday 3 May 2006

A więc nowy Koterski. W przeciwieństwie do Dnia Świra nie-zręczny. Oczywisty, przewidywalny w obrazach, budowaniu scen. Dopowiedziany do końca, nachalny w deus ex machina, niedelikatny. I nie mówię tu o tematyce, opowieść o pijaństwie nie może być delikatna (przynajmniej w ujęciu społecznym, rodzinnym, bo wszak Jerofiejew...), a o sposobie, jakości opowiadania. Pytanie na ile jest to sposób zamierzony, wzorowany na pijackim widzeniu świata, pijackiej tendencji do budowania ze swojego życia pomnika męczeństwa, pijackiej wrażliwości, chłonnej na obrazy katolickiej mitologii. Albo wzorowany na misteriach, prostej opowiastce, zakorzenionej w tu i teraz. Nie wiem. Nie wiem, czy to ważne, skoro, pomijając kilka scen udanych, cały czas coś zgrzyta.

Thursday 27 April 2006

Tram tickets. Supermarket receipts. Cafe bills. Alibis. Proofs of existence. Footprints in the snow.

Tuesday 4 April 2006

throughout the dark months of march and april

And after that, and after that, you lean against the cigarette.